20 sierpnia 2013

O sarkazmie, dołujących felietonach i końcu wakacji.

To Stanisław Tym powiedział, że jedno zdanie Boya pchnęło go na właściwą drogę życia. A zdanie owo brzmiało:

"Im dłużej żyję na świecie, tym bardziej inteligencja, dowcip bez dobroci wydają mi się niesympatyczne i niezajmujące”.

Tak mi się skojarzyło, bo siedziałam dłuższą chwilę, wpatrując się w ekran laptopa, po przeczytaniu paru błyskotliwych, sarkastycznych felietonów Znanej Osoby, opływających w humor, raz wyszukany, raz brutalny, w szokujące i trafne metafory, popisy elokwencji, popularne treści, trafne pointy, bezlitosne obnażanie słabości Tych i Owych, a nawet - jakże świetnie podkreślające klimat wulgaryzmy, niczym rodzynki w intelektualnym cieście. Tak... takie felietony. Znakomite. I tak mi się smutno zrobiło. Nie, żebym pierwszy raz takie rzeczy czytała. No więc czemu mi smutno? Może dlatego, że pamiętam, że słowo sarkazm z greckiego znaczy “przygryzam wargi z wściekłości”. Dużo tego gniewu, niechęci było w tym mądrym pisaniu.Widać, że ktoś zauważa zjawiska, analizuje, poddaje ocenie, wyciąga wnioski, wykonuje sporo umysłowej pracy, a potem, niby lekko rzuca złośliwą pointą - no i teraz się śmiejemy.
Czuję się jednak trochę zdołowana. I zażenowana, jakby ktoś okazał złe maniery w autobusie na przykład. Ostatnio jadąc ze  Średnim tłumaczyłam mu, że głośne rozmawianie przez komórkę w autobusie to nie są dobre maniery. Chcąc nie chcąc ze Średniakiem wysłuchaliśmy skomplikowanej historii organizacji czyichś urodzin, którą dzieliła się młoda mama z córeczką jedno siedzenie dalej. Dzieliła się nie z nami, ale z kims po drugiej stronie słuchawki, ale niestety, słuchaliśmy.
A wracając do felietonu; zabolał mnie, bo  zostawiał okruch szkła w sercu, jak w baśni Andersena. W tym felietonowym świecie kobiety były męczenniczkami, udającymi, że spełniają się w życiu domowym, a sekretnie nienawidzące wtłoczenia w stereotyp, marzące o wyrwaniu się z kajdan, albo odwrotnie, wyzwolone i ostentacyjnie odrzucające żałosne społeczne role. Sarkastycznie wspomniano "pomidorówkę", niedzielne obiadki, pretensje do intelektualizmu i zmarnowanie życia. Na koniec poklepano czytelników po plecach, że to tylko felieton, nic się nie stało, osoby fikcyjne i zmyślone.
 I tak myślę sobie  o tej brakującej  dobroci, życzliwości. O Stefanii Grodzieńskiej np. , która w czarujący sposób balansowała między  satyrą a uśmiechem. A też pisała felietony. W jej świecie byli jednak dobrzy ludzie. Prawdziwi, tacy, jakich znam ze swego życia.  Nawet jak ktoś przegrał życie, lub popełnił błędy, nie chichotano nad nim z pogardą.Ona nie chichotała.
Nie zgadzam się na cierpiętnicze gotowanie pomidorówki. I kreowanie takiego gotowania.  Lubię oka w rosole i wzór niezapominajek na talerzu. Czytam Zagajewskiego, czekając, aż dopieką się kartofle z tymiankiem. Nie ubolewam nad tym, ile to "kosztują mnie" dzieci. Nie zgrzytam zębami,  pakując zielsko do taczki, bo zwyczajnie lubie pracę w ogrodzie. Nie uprawiam marketingu rodzinnego, kreując Wizerunek Szczęśliwej Rodzinki. Wzruszają mnie dzieci i błękit nieba. Czasem mam złe sny i smutniejsze dni. Jak wszyscy. Przypomniały mi się słowa Korczaka, mądre słowa:

"Kłamie ten, kto mówi, że się dla czegoś lub kogoś poświęca. Jeden lubi karty, inny kobietki, jeden nie opuszcza wyścigów konnych, a ja kocham dzieci. Nie poświęcam się wcale, robie to nie dla nich , lecz dla siebie. Mnie to jest potrzebne. Nie wierzcie panie słowom o poświęceniu. Są kłamliwe i obłudne."

To, co robię, robię dla siebie. Mnie to jest potrzebne, do życia,  te filiżanki, piosenki, sny, domowe konfitury, spacery po lasach, bajki o zmierzchu. Magda Umer  napisała o sobie; że nie ma skrzydła nienawiści. Ja chyba też nie mam.
Gdyby ten felieton był w ksiażce, odstawiłabym go na półkę,  sio z tym sarkazmem, które odbiera smak pomidorówce i śmiechom dzieci o poranku. A tak zamknęłam laptop i poszłam posiedzieć na schodach, pooddychać powietrzem przed deszczem. I z wolna robiło mi się lepiej. Słońce zachodziło, u Basi gdakały kury, Mały chlipał, bo odkryto jego kryjówkę  w chowanego i został "zaklepany". Pomyślałam o książkach, które muszę zamówić Dużemu, o tym, że za 3 dni wróci z obozu i że Miły wraca w przyszłym tygodniu. O tym, że muszę  nakopać ziemniaczków, poskładać pranie i dokończyć czternasty rozdział bajki.
Wiatr niósł z łąk i pól zapachy, które przychodzą dopiero w końcu lata; siana, zoranej ziemi na rżysku, woń lasów, dojrzewających śliwek z sąsiedniego sadu.
Zapachy końca wakacji.

„Życie – stary sposób na zbieranie zdziwień“ - napisał Andrzej Poniedzielski.


5 komentarzy:

  1. Dziękuję Ci za ten wpis.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też pozdrawiam, M.
    Wpis trochę smętny, ale z serca. I optymistycznym akcentem zakończony, chyba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo!!!świetny post...
    może podlinkujesz felieton, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A propos owych slabosci ludzkich bezlitosnie obnazanych. Wiekszosc ludzi wyrasta z tych slabosci. Czesto atleci chca uprawiac sport czy tez kobiety byc glowami w glownych korporacjach dlatego, ze poczatkowo albo nie rokuja zadnych nadziei i nie maja nawet fizycznych predyspozycji. Oczywiscie nie nawiazuje do tego felietonu bo nie czytalam. Moge sie tylko domyslac, ze ktos koncentruje sie na czyichs slabosciach aby samemu poczuc sie dobrze. Sarkazm rani i jest poniekad zaslepiony czyjas wyzszoscia. W szkolach pedagogicznych jest notorycznie podkreslany jako negatywnie oddzialujacy na mlodych ludzi. A co do zup pomidorowych, sloikow, marmolad i ciast. Tak buduje sie wiezi miedzy czlonkami rodziny i nie tylko. Dajesz cos z siebie bezinteresownie. To cieplo, to dbanie daje ci satysfakcje osobista (oczywiscie w chwilach slabosci kiedy nie widzi sie big picture, myslisz po co to ja robie?). Ale po latach jest to takze to do czego sie wszyscy garna. Na to trzeba zyciowej madrosci aby zrozumiec i czasu. W kulturze, w ktorej zyje dzieci powinny sie wyprowadzic kiedy studiuja. Moje chlopaki nie chca. Tak robie im pranie, ale oni wieszaja, tak gotuje ale oni kroja, tak pieke ciasta, a oni palaszuja :) Dlatego tez przyciagnieta jestem do tego bloga, ze wzgledu na cieplo and do no harm. Watka Krolik.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamusiu Maminka,brrr, lepiej nie. Niech się zakurzy w otchłaniach internetu, tak lepiej.
    Watko:to, co napisałas o wyprowadzaniu chłopaków, przypomniało mi, jak znajome mamy uświadamiały mnie, że siedmiolatek nie powinien spać z rodzicami, a nasz spał. Tez mówiono mi, że kulturowo dziecko ma być samodzielne, że juz niemowlęta mają wlasne pokoje itp, że do dobre dla dziecka, a i małżeństwu luźniej... A ja pamiętałam zdanie jakiejś kobietki, że człowiek to jedyny ssak, który młode wypycha z gniazda. Nie wierzę w regułki. Jeden wyprowadzil się nam z sypialni jak miał 4 lata, inny w 8, a inny w 5. A i tak wracaja czasem, jak zły sen czy smutno.A ja uwielbiam jak wszyscy trzej w sobotni czy niedzielni ranek wpakuja sie do nas, opowiadamy sobie sny, planujemy co zjeść i zrobić i jest domowo. Tak więc myslę, że studia przeżyję też, zresztą, Duzy dojeżdża do szkoły, tez nie wyprowadził się, ja robię mu kanapki, a wieczorem czeka na niego kolacja i czyste ubranie. Nie ma reguł.
    A co do satysfakcji, to tak, ciepło w sercu, gdy widzę ich buzie pałaszujące szarlotkę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)