23 sierpnia 2013

Ocalić od zapomnienia

Kocham pasjonatów. Nie w sensie choleryków, ale entuzjastów, robiących coś, bo uważają, że ma to sens, bo warto, bo trzeba. Bez wynagrodzenia, z miłości, z pasji właśnie. Często nierozumiani.
U nas takim pasjonatem jest pan Marian, prowadzący domowe muzeum rzeczy. Z zawodu fotograf i organista, z zamiłowania; wielbiciel starych przedmiotów i kolekcjoner. Jego kolekcja zajęła już kilka budynków, wszystko schludne, tematyczne, zadbane, co się da, przeszło renowację, co się nie dało, czeka jeszcze. Najbardziej niesamowite dla mnie są stare fotografie Kalinowa, pokazujące miejsca, których już nie ma. I opowieści pana Mariana o przedmiotach; może tak godzinami. O płaszczu syberyjskiego zesłańca ( o, patrzy, tu jeszcze plamy krwi), o walizce listonoszki ( tu jej list, patrzy, tu niemiecka pieczątka), o kobiecie, wyświetlającej po wioskach filmy ( tu szpule, ona objazdowe kino robiła), o patelni ( wykuta z jednego kawałka, to był jej cały majątek, ta patelnia)...
Pan Marian ma szlacheckie pochodzenie, kiedyś malowałam mu jego herb rodzinny, ale mieszka w skromnym domku z zadbanym ogródkiem, a cały czas poświęca swojej kolekcji. Ludzie przynoszą mu lub sprzedają straszliwie zaniedbane sprzęty domowe, rolnicze, a on je dopieszcza, czyści, maluje... stare sanie, warsztaty tkackie, maselnice, łyżki, sprzęt medyczny, fotograficzny, kościelny - niesamowity zestaw kluczy, nożyce do owiec, pułapki na szczury, stare pralki, kredensy, garnki, rzeźby, paszyna do wafli, hełmy niemieckie, menazki... wszystko. Silva rerum.
Jeśli kiedyś zawędrujecie w okolice Kalinowa, pójdziemy do pana Mariana, posłuchać opowieści o ludziach i rzeczach. Bo choć ludzi już nie ma, to rzeczy nadal opowiadają ich historie. Najpierw kilka fotografii z kolekcji pana Mariana.



Stara szkoła, do której chodziłam, już nieistniejąca






Most trójczłonowy na rzece, też go już nie ma




Stara synagoga...


... która spłonęła w  1973 roku, gdy ja się rodziłam. Pan Marian uwiecznił moment pożaru.


Walizka

To chyba wyżymaczka do prania?

Akcesoria kuchenne. Moja babcia miała taki kredens :)


Warsztat tkacki


Fragment wypowiedzi pana Mariana z wywiadu TU

Przyjechałem do Narwi niemal pół wieku temu z Wyszonek koło Wysokiego Mazowieckiego.
        W domu nie było bogato. Dowiedziałem się, że tutejsza parafia poszukuje organisty. Ksiądz był życzliwy i zgodził się przyjąć osiemnastolatka, który niewiele jeszcze umiał. Ożeniłem się tutaj i związałem z Narwią na stałe.
         Chwytałem się wielu zawodów. Byłem organistą, ale i kierowcą karetki, fotografem -założyłem nawet w Białymstoku zakład, kamerzystą, który uwiecznia śluby i wesela, taksówkarzem.
         O gromadzeniu i eksponowaniu zbiorów myślałem od dawna. Widziałem, ile rzeczy na wsiach niszczeje i że młodzi nawet nie wiedzą, do czego które przedmioty służyły. A ja miałem czas, cierpliwość, potrafiłem przywrócić im dawny wygląd i sprawność. Czyściłem, naprawiałem, odnawiałem.
         Dawna obora i letnia kuchnia to teraz pomieszczenia wystawowe. Są tu maszyny rolnicze -siewniki, kosiarki, brony, jest wóz drabiniasty i sanie, jarzmo, które zakładano wołu i uprząż, narzędzia do mielenia, cięcia, wytłaczania, ubijania, kowadła i siekierki, kosze, lampy i makatki, kredens i krzesła, forma do robienia opłatków i żelazko na duszę. Doceniłem też wartość muzealną pierwszych elektrycznych sprzętów gospodarstwa domowego - jest pralka i prodiż, są maszyny liczące, poprzedniczki kalkulatorów, i motocykl SHL. Są ubrania chłopskie i mundury.
        Wszystkich gości sam oprowadzam. Wstęp do Muzeum Wsi jest wolny. Nikt też nie dał ani złotówki dotacji.
        Nie wiem, jaka będzie przyszłość moich zbiorów. Nie oglądali ich fachowcy, nikt nie oceniał ich etnograficznej unikalności, ale też i nie jest ona najważniejsza. Zgromadziłem je, by przypominały ludziom, zwłaszcza najmłodszym, świat, który rozpadł się na moich oczach.
        Zapraszam. Proszę tylko wcześniej uprzedzić telefonicznie (85-681 60 50), bym na pewno był w domu.

                                                                                                          

Marian Święcki

6 komentarzy:

  1. Fajnie by bylo uczniow z okolicy na czesc zajec technicznych (oczywiscie nie wiem czy jeszcze takie w PL istnieja czy tez pod inna nazwa) zachecic do restauracji obiektow, albo zrobienie mini filmow o przeszlosci Kalinowa przeplecionych z pana Mariana narracja i historiami opowiedzianymi przez uczniow. W czasie kiedy na rynku pracy jest taka konkurencja dobrze by bylo pokazac mlodym ludziom inne mozliwosci. Pan Marian powinien to zarejestrowac jakos, ale wyobrazam sobie sterty papierow i dokumentacji aby ocalic od zapomnienia. Gdyby to zrobil mialby mozliwosc udostepniac to innym za niewielka oplata i mialby choc troche grosza na restauracje. Moze jeszcze raz klasa 8a by mogla pomoc z dokumentacja. Uczenie przez robienie czegos przynosi najlepsze efekty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyszedl mi pomysl na lekcje polskiego, kazdy uczen wybiera jeden obiekt i pisze domniemana historie tego przedmiotu, robiac notatki tam na miejscu a konczac w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobny pomysł miał pan Marian, proponował coś w rodzaju książki- projektu, złożonego z napisanych przez uczniów opowiadań o najciekawszych eksponatach, wraz ze zdjęciami. Niestety, ja uczę zbyt młode dzieciaki, by mogły zrobić to samodzielnie, więc gros pracy musiałabym zrobić za nich ( o pomocy rodziców nie ma co mówić, to wieś, na propozycję by opisywać starą patelnię rodzice uczniów reagują zażenowanym uśmiechem w stylu: co ta pani wymyśla).
    Ale wymyśliłam by zrobić to w ramach "godzin karcianych" z redakcją szkolnej gazety, np: co miesiąc opisujemy jeden eksponat, taki cykl felietonów... zobaczymy, co się da zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Wiesz co moze zobacz jak te rzeczy maja byc opisane aby byly przyjete przez wladze wyzsze. W ten sposob dzieci przyczynia sie do budowania dokumentacji i bedziesz miala za jedna okazja dwie prace zrobione, bo tak mysle, ze tobie tak samo jak panu Marianowi lezy to na sercu. A dzieci moze w parach, kazda para inny objekt, zeby widzialy efekt pracy juz w danym roku jak to zlozycie. Moze nawet wyslac wasz proposal do miejscowej gazety jak juz bedziesz calkiem rozkrecona i podkrecona. A jacy beda dumni z siebie! Z mlodszymi klasami moze nie opis patelni ale swietna lekcja science (bede czasem wrzucac cos z mojego zycia bo nie wiem jakie teraz sa przedmioty w Pl) na temat simple machines, np., pulley. Proste maszyny i jak dzialaja opis, z rysunkiem. Chlopcy uwielbiaja takie zadania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam "przyjechałem do Narniii"... i zrobiło się jakoś baśniowo... A potem jeszcze bardziej.
    Trzeba to popchnąć, koniecznie.
    Uściski ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze, że tacy ludzie istnieją. Spotkałam niedawno bratnią duszę dla Twojego Pana Mariana. Bardzo daleko stąd, aż w Omanie, ale historia i charakter obu zbieraczy wydają się niezwykle podobne. To chyba jakiś gen zbieraczy-pasjonatów musi ich łączyć;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)