18 sierpnia 2013

Sierpniowe mgły

Przyszły nie wiadomo skąd.



Jeszcze niedawno zachody słońca były jak dramatyczne spadnięcie kurtyny, w feerii barw, od których Rembrandta zabolałyby zęby; od kanarkowej żółci po czerwienie malin. Świerszcze grały tego walca Arama Chaczaturiana, do sztuki Lermontowa "Maskarada", od upału otwierało się okna, bo lepiej zostać pożartym przez komary, niz umrzeć z braku tlenu... tak, takie były noce i wieczory. I jeszcze orkiestra wyfrakowanych żab, i balety gacków...
A potem artyści zwinęli instrumenty i odeszli, a na scenę weszły sierpniowe mgły.
Lekkie woale, wypełzające znad mokradeł od strony cmentarza, w ciszy. Grzbiety koni w tej mgle jak samotne wyspy, brązowe na tle szarości, fioletów i rudości. Siedzimy na tarasie z Dużym i milczymy.
Ja milczę, to dla mnie dziwne, bo Duży zawsze był oszczędny w rozmowach.
Świerszcze są nadal, ale cichsze, bardziej zamyślone. Lubię siedzieć na najwyższym stopniu, z rękoma zwieszonymi między kolanami i patrzeć; nasz ganek wychodzi na zachód. Mgły podnoszą się, najpierw sięgają koniom pęcin, potem zasłaniają brzuchy, a potem już tylko przesuwające się karki i grzbiety przez mleczny nurt płyną sobie, jak jelenie płynące przez rzekę w Lascaux, z ciemności w ciemność. Żeby to zobaczyć, muszę wstać i pójść uliczką Cichą, za skraj lasu, który wyrósł już wysoko, zasłaniając horyzont.
Przy okazji pstrykam zdjęcia owiniętym mgłą pajęczynom, badylkom wyschłych biedrzeńców, wrotyczów ciągle jędrnych,  brązowej miodunce...
W takie wieczory nie chce się nic mówić. Patrzy się, słucha kosów w czubach drzew, ochrypłej, samotnej sroki, dalekich brzęków wiader. Nadchodzi z wolna noc, malując akwarelami krajobraz.
Jest się szczęśliwym w spokojny, smutny sposób. Czasem smutek ma w sobie wiele ze szczęścia.
Lato jak wielka primbalerina, owija się w biały szal i cichutko, na palcach, schodzi ze sceny. Gasną światła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)