Siedem brzóz na przeciw okna, pięć topoli bardziej z prawej, za brzozami modrzewie i las, za topolami pięć latarni i ulica Cicha. Droga rozdwaja się przy Już Nie- Samotnym Domku, bo zakupionym przez sympatycznego sąsiada. Jedna z bliźniaczych dróg skręca w lewo, w stronę prawosławnego cmentarza i wrzosowisk, druga w prawo, ku ulicy Kowalskiej, ogrodom i domkom Paszczaków. A jakby nie skręcić ani w lewo, ani w prawo, tylko zamknąć oczy i pójść prosto, to znajdzie się na ługu, wśród trzcin, pałek i mokradliska, pełnego teraz zimnego wiatru, lodu i przeszywającej samotności. Ani czajki, ani gęsi, ani rozgwaru żab.
Ale nie idę tam, patrzę za okno, jak pies sąsiadów, nazwany dumnie Brutusem, a potem - cóż, życie- przechrzczony na Parówę, wesoło machając ogonem biegnie myszkować na nasz kompost. Skąd on wie, że dopiero co wyrzucone odpadki? Jest to odmiana psa wielomiskowego i wielodomowego, żywi się w całej okolicy, wygląda jak zadowolona, tłuściutka kiełbaska, jak akurat nie je, to nosi pogryzioną piłkę, z nadzieją, że ktoś się z nim pobawi i okaże się człowiekiem. Bądź człowiekiem, pobaw się z psem, mówi zawadiacka mina i błagalne, ciemne, huncwotowate oko.
Sterta drzewa porąbana, młode czeresienki jeszcze w przeciwzajęczych zbrojach z zielonej siatki. Z lasu wychodzą zimą wygłodniałe stada podstępnych zajęcy; mimo, że w lesie drzew dostatek, one przyjdą na podwórze obgryźć moją papieróweczkę czy czeresienkę.
Jestem sama w domu, w garnku pyrkocze tuszona marchewka, ziemniaczki na kopytka już zmielone, będą z zasmażką. Chleb rośnie; z czarnuszką, według przepisu na litewski. Dom już ogarnięty z czułością; jak zawsze parę zagadek: czemu w łazience był koc? Czemu u Małego pod kołdrą miecz, z kim walczył we śnie? Może anioł stróż zostawił... U Średniaka aforyzmy arabskie na biurku, u Dużego kłąb kabli, kostek do gitary, papierów, opakowań po słodyczach... stoję w drzwiach, patrzę na to domowe pobojowisko i w końcu zabieram się za porządkowanie świata. Lubię, gdy rzeczy wracają na miejsce, gdy mruczą pralka i zmywarka, łóżka są posłane, szafy zamknięte, domowe skrzaty zadowolone... Lubię, gdy po domu wędrują zapachy razem z dźwiękami gitary, a Glen Hansard i Marketa Irglova śpiewają, że mamy wciąż czas, możemy unieść głos, pełen nadziei, że mieliśmy wybór i dokonaliśmy go- a teraz opadając powoli, śpiewajmy swą melodię, zaśpiewam ją też...
Tak niewiele potrzeba. Ktoś robi kopytka, aby zjeść mógł ktoś, ktoś
napalił w piecu, ktoś czeka z obiadem, jest dom, miejsce, gdzie jesteś
bezpieczny, kochany, swój. Mieliśmy wybór i dokonaliśmy go. Nie dla
siebie, dla nas razem. Dla brzóz, topoli, porcelanowego kubeczka ze
stokrotkami, pamięci o dłoniach babci, gniotących kruszonkę, taty,
idącego z wędkami na rozlewisko, dla tupotu dziecięcych nóżek, uśmiechu w
czerwcowy wieczór, gdy zagra żabia orkiestra.
U mnie za to dziś - orkiszowe drożdżówki ze śliwkami - święto lasu!!!
OdpowiedzUsuńPralka skończyła "mruczeć", idę wywiesić prańsko koło stodoły, kurde, kurde, kurde - codziennie czuje, że to był DOBRA DECYZJA;) Niech żyje poczucie podjęcia DOBREJ DECYZJI;) Smacznego Wam, Kochani;)
Pranko koło stodoły- brzmi pięknie. Orkiszowe drożdżówki jeszcze piękniej, to ja dołączam się pączkami, smacznego, przyjemnego, wesołego ;)
OdpowiedzUsuńZawsze myślimy z żalem gdy ktoś nowy dołączy do by nas i nasz świat ,,podglądać,, nie pisząc nawet słowa n.p.witam. Zawsze staramy się robić to gdy pomyślimy o ,,przycupnięciu'' u kogoś. Gdy my się nie odzywamy to nie znaczy że nie chcemy a jedynie tyle że pod danym wpisem nie wiemy co napisać. Twój blog jest jak widzimy takim spacerem w chmurach my twardo deptamy po ziemi.Może potrzeba nam troszkę pobyć w twoich klimatach. Jeśli pozwolisz posiedzimy gdzieś z boku i popatrzymy na Twój świat :)
OdpowiedzUsuńZosia i Janusz
Witajcie, Zosiu i Januszu, sprawicie mi wielką przyjemność, rozgośćcie się. Mnie do was przyciągnał filmik i gdzieś tam pod filmikiem w poście też napisałam o przycupnięciu i patrzeniu, więc będzie to patrzenie wzajemne :) Wiem, że jestem romantyczką, ale i ciut pragmatyczką, trudno nie być przy trzech chłopakach, więc na pewno coś wspólnego znajdziemy :) Cudowne wasze alpaki, i sklepik już odwiedziłam, przynajmniej wiem, ile mam odkładać na sweter! :)
UsuńKalino, tak pięknie piszesz o codziennych radościach, że aż się człowiekowi wszystko w środku uśmiecha... Mnie się jeden dzień omsknął, pączki będą jutro, trudno się mówi:))
OdpowiedzUsuńMikuś, pączki nie wiedzą, kiedy jest ich dzień, spokojnie może być jutro!
OdpowiedzUsuńStrasznie fajne ,, pączki nie wiedzą, kiedy jest ich dzień'' tak ludzie przywykli wszystko określać czasem, datą, godziną... a przecież przyjemność, miłość, szczęście nie potrzebuje wtłaczania w czas. Tak to piękne spostrzeżenie ,,pączki nie wiedzą... :)))
UsuńPozdrawiamy
Bardzo mi twój argument przypadł do gustu:)
OdpowiedzUsuń