W prowincjonalnym pasażu handlowym jest jeszcze sklep z mydłem i powidłem Ponek, apteka ( dawniej sklep z nabiałem), sklep Groszek ( dawniej rybny) i kolejny mydłowopowidłowy plus tak niezbędne produkty jak buty, w tym gumowce, wędki, jedzenie dla psów, ceraty, zabawki, farby do włosów i sztuczne kwiaty. Dużo ciekawych, sztucznych kwiatów, w bardzo ciekawych, sztucznych kolorach, na widok których Picasso by się uśmiechnął jak kot z Cheshire.
Obok dawny budynek biblioteki, dzisiaj mieszkanko prywatne, bank z dużym parkingiem, kiedyś miejscem, gdzie była żydowska szkoła i kino Melodia, spalone w 1973. Kiedy obrócę się tyłem do banku, widzę dość paskudny budynek nowego sklepu" z koszykami", dalej pocztę, dawny pawilon handlowy, gdzie kiedyś były tylko puste haki na mięso, kompot morelowy i welurowe zasłony. Nieco na lewo park, który wymyśliła moja Babcia, a sadził między innymi Tato; oddaję głos Dużemu, który spisał wspomnienia Babci:
„[...] Zaraz początek 50 rok zachorowałam i lekarze mnie
wysłali do sanatorium Kudowa. W Kudowie piękny park był, obsadzony
lipami. On mnie tak podobał się, mam zdjęcie jedno, jak w tym
parku jestem. A to kwiecień był, tak wyglądały ładnie te lipy…
Moja Babcia ( po prawej) podczas pobytu w sanatorium w Kudowie. 1950 rok, w
tle - słynne lipy.
Przyjechałam z sanatorium i przewodniczącemu przedstawiłam:
trzeba u nas urządzić park. A tu, gdzie park teraz, to był pusty
plac. Rynek. Tam furmanki stały, handel był. Konie, krowy stały.
Załatwiali interesy, targowali, kury, prosiaki. Stała studnia, a z
drugiej strony, od posterunkowego domu krzyż. Bałagan.
Porozmawialiśmy i przewodniczący zgodził się tak. Porozmawiał z
leśniczym,
żeby sadzonki przygotował. I z księdzem porozmawiali, żeby
krzyż przenieść do kościoła na plac.
Wzięli zorali wszystko, studnię zlikwidowali i porobili alejki,
ogrodzili, ławki postawili i posadzili sadzonki. Na każdej alejce
po dwie ławek było.
Dookoła alejki, jedna z tej strony, większa z bramki w bramkę,
a inna na bazar wychodziła. Posieli trawę. Było ładnie. Pod
koniec kwietnia, w maju to zrobili. Wszyscy bardzo zadowoleni. Ale
początkowo, jak krzyż przenosili, ludzie dziwnie patrzyli.
Społecznie robiliśmy, ludzie żeby nas nie łajali.
Do wieczora robiliśmy. I tak park powstał.
Wokół parku są cztery ulice. Mickiewicza, dawniej Rybacka, Bielska, nadal nie zmieniona od 300 lat niemal, 1 maja, dawniej Żłuktowa i Poniatowskiego, gdzie kiedyś wynajmowaliśmy pożydowski domek, nim dorobiliśmy się swojego. Na tym Rynku, o którym Babcia wspomina odbywały się kiedyś pierwszomajowe pochody, stała trybuna i grały orkiestry. Przejmowałam się wtedy, czy 1 maja będzie tak ciepło, bym mogła założyć podkolanówki; pan Drystun otwierał budkę z lodami i sprzedawał gałkę w waflu. Był posterunek. I targ - targ jest co wtorek, od 500 lat, od kiedy moje miasteczko dostało przywilej i prawo do dwóch jarmarków, we wtorki i czwartki. Był to rok 1514.
teraz, w śniegu końowozimowym ( już Barańczak o nim pisał:
Należy go oglądać z autobusu "Jelcz"
starego typu, w którym okna całkiem czyste
nie są nigdy, z zasady; i należy mieć
miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką
przez chuligana, z nudów; i należy lekko
mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste
(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek
szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź; (...)
dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,
tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg.)
- więc teraz, w tym przeszywającym śniegu lutego, targ wygląda surrealistycznie: postukujący czubkami gumofilców rolnicy z okolic, stosy spodni w kolorach "wojskowych", czapki uszatki, wiadra, łopaty do śniegu w czystym oranżu, kapusta, jabłka, worki zboża, samochód z lodówkami i pralkami, w sezonie wiosenny zmieniający się na samochód z kosiarkami i myjkami, firanki, nasiona, buty, pan ze starociami, panie ze sztucznymi kwiatami, a wiosną: pomidory, rozsada, pory, sałata, pelargonie, geranium, wszystko...
Idę z koszykiem wiklinowym, śnieg poskrzypuje. Przypomina mi się Babcia, gdy patrzę na skrzące się diamenty na parkowych lipkach.
Babcia obchodziłaby urodziny 15 lutego. I tak bardzo, tak bardzo mi jej brak...
Moja 16 lutego. Taki komentarz zawieszony w przeszłości utulonej :)
OdpowiedzUsuńTaka ulotna przeszłośc, ale wpływa na nas jak najrealniej...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że do mnie zajrzałaś, dzięki temu trafiłam tutaj. Nie wiem, od czego zacząć!
OdpowiedzUsuńPowolutku, Haniu :) A zajrzałam przez cudzy blog i też buszuję :) Uwielbiam te światy, które można w ten sposób oglądać ;)
UsuńPrzez te światy marnie skończę. Wsysają...
OdpowiedzUsuńA ja tup, tup, w ślad za Haną jak za panią matką. Kalino, tak pięknie u ciebie i nastroje takie jak lubię:) A ten wpis to dokładnie się zbiega z tym w naszym kurniku i z tym, co napisałam w komentarzach, że trzeba spisywać, notować, pytać, żeby nie uleciało, nie zamieniło się w nicość... Pięknie wspominasz swoją Babcię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło, chyba będę miała dużo do czytania do tyłu...
O matko, i jeszcze cytat z "Ani"!!! Pokrewna duszo, zajrzyj może do moich wpisów w Kurniku o książkach z dzieciństwa:)))
OdpowiedzUsuńMasz rację, Miko, trzeba spisywac ; myśmy nagrali opowieści Babci, a potem opisali. A teraz chcę poskanowac stare zdjęcia nim wyblakną i zachować, koniecznie. Kiedyś moje dzieciaki zrozumieją, po co :)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle witam nowe twarze, bardzo lubimy gości w Kalinowie, bardzo. Rozgośćcie się i czujcie jak u siebie w kurniku :)
Ps. Będę zaglądac do kurnika, a o ksiazkach podczytywać z rozkosza :)
Ze skanowaniem zdjęć też się noszę, tylko skanera nie mam i trzeba będzie kogoś prosić o pomoc. Ale wierzę, że się zmobilizuję. Wspaniały pomysł z nagrywaniem. Mnie się nie udało namówić mojego Taty do spisania wspomnień, ale mam trochę dokumentów i kilka jego życiorysów pisanych na potrzeby urzędowe, więc jakieś dane mam. Mam też opowieść o życiu w łagrze, spisaną przez jego kolegę, z którym razem byli wywiezieni do Rosji.
UsuńDziękuję za miłe powitanie i zostaję na stałe:)))
Bardzo gorąco zapraszamy do kurnika!!!!
No to banda nam się powiększa :))) Też się cieszę, że Cię znalazłam, Kalino. A powieściami zaczytuję się nałogowo - ostatnio Twoimi. Bardzo mi się podobają i nie mogę doczekać się dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńJagódko, dasz jakiś cynk o tych powieściach? Bo autorki jakoś głupio pytać:)))
UsuńA tutaj, u góry pod fotografią, na takim zielonym pasku, są zajawki "Karczma Zarzecze" i "Wnuczka Czarownicy". Klikasz i czytasz, z tym, że wnuczkę czyta się normalnie, od początku, a "Karczmę" tak jak blog, od końca. :)))
UsuńDzięki!
Usuń