06 lutego 2014

Przewodnik po prowincji dla leniwych. Babcia.

Budynek na rogu, zwany też czasem okrąglakiem, był już siedzibą fryzjera, restauracją i dancingiem i tuzinem innych metamorfoz. Teraz jest tam sklep odzieży używanej i nowej o wdzięcznej nazwie Kameleon. Nad wejściem głosił niegdyś napis, że program partii jest programem narodu. Teraz wisi tam szyld Coca Coli.
W prowincjonalnym pasażu handlowym jest jeszcze sklep z mydłem i powidłem Ponek, apteka ( dawniej sklep z nabiałem), sklep Groszek ( dawniej rybny) i kolejny mydłowopowidłowy plus tak niezbędne produkty jak buty, w tym gumowce, wędki, jedzenie dla psów, ceraty, zabawki, farby do włosów i sztuczne kwiaty. Dużo ciekawych, sztucznych kwiatów, w bardzo ciekawych, sztucznych  kolorach, na widok których Picasso by się uśmiechnął jak kot z Cheshire.
Obok dawny budynek biblioteki, dzisiaj mieszkanko prywatne, bank z dużym parkingiem, kiedyś miejscem, gdzie była żydowska szkoła i kino Melodia, spalone w 1973. Kiedy obrócę się tyłem do banku, widzę dość paskudny budynek nowego sklepu" z koszykami", dalej pocztę, dawny pawilon handlowy, gdzie kiedyś były tylko puste haki na mięso, kompot morelowy i welurowe zasłony. Nieco na lewo park, który wymyśliła moja Babcia, a sadził między innymi Tato; oddaję głos Dużemu, który spisał wspomnienia Babci:

[...] Zaraz początek 50 rok zachorowałam i lekarze mnie wysłali do sanatorium Kudowa. W Kudowie piękny park był, obsadzony lipami. On mnie tak podobał się, mam zdjęcie jedno, jak w tym parku jestem. A to kwiecień był, tak wyglądały ładnie te lipy…



Moja Babcia ( po prawej) podczas pobytu w sanatorium w Kudowie. 1950 rok, w tle - słynne lipy.

Przyjechałam z sanatorium i przewodniczącemu przedstawiłam: trzeba u nas urządzić park. A tu, gdzie park teraz, to był pusty plac. Rynek. Tam furmanki stały, handel był. Konie, krowy stały. Załatwiali interesy, targowali, kury, prosiaki. Stała studnia, a z drugiej strony, od posterunkowego domu krzyż. Bałagan. Porozmawialiśmy i przewodniczący zgodził się tak. Porozmawiał z leśniczym,
żeby sadzonki przygotował. I z księdzem porozmawiali, żeby krzyż przenieść do kościoła na plac.

Wzięli zorali wszystko, studnię zlikwidowali i porobili alejki, ogrodzili, ławki postawili i posadzili sadzonki. Na każdej alejce po dwie ławek było.
Dookoła alejki, jedna z tej strony, większa z bramki w bramkę, a inna na bazar wychodziła. Posieli trawę. Było ładnie. Pod koniec kwietnia, w maju to zrobili. Wszyscy bardzo zadowoleni. Ale początkowo, jak krzyż przenosili, ludzie dziwnie patrzyli. Społecznie robiliśmy, ludzie żeby nas nie łajali.
Do wieczora robiliśmy. I tak park powstał.

Wokół parku są cztery ulice. Mickiewicza, dawniej Rybacka, Bielska, nadal nie zmieniona od 300 lat niemal, 1 maja, dawniej Żłuktowa i Poniatowskiego, gdzie kiedyś wynajmowaliśmy pożydowski domek, nim dorobiliśmy się swojego. Na tym Rynku, o którym Babcia wspomina odbywały się kiedyś pierwszomajowe pochody, stała trybuna i grały orkiestry. Przejmowałam się wtedy, czy 1 maja będzie tak ciepło, bym mogła założyć podkolanówki; pan Drystun otwierał budkę z lodami i sprzedawał gałkę w waflu. Był posterunek. I targ - targ jest co wtorek, od 500 lat, od kiedy moje miasteczko dostało przywilej i prawo do dwóch jarmarków, we wtorki i czwartki. Był to rok 1514.

teraz, w śniegu końowozimowym ( już Barańczak o nim pisał:

Należy go oglądać z autobusu "Jelcz"
starego typu, w którym okna całkiem czyste
nie są nigdy, z zasady; i należy mieć
miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką
przez chuligana, z nudów; i należy lekko
mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste
(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek
szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź; (...)
dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,
tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg.)

- więc teraz, w tym przeszywającym śniegu lutego, targ wygląda surrealistycznie: postukujący czubkami gumofilców rolnicy z okolic,  stosy spodni w kolorach  "wojskowych", czapki uszatki, wiadra, łopaty do śniegu w czystym oranżu, kapusta, jabłka, worki zboża,  samochód z lodówkami i pralkami, w sezonie wiosenny zmieniający się na samochód z kosiarkami i myjkami, firanki, nasiona, buty, pan ze starociami,  panie ze sztucznymi kwiatami, a wiosną: pomidory, rozsada,  pory, sałata, pelargonie, geranium, wszystko...

Idę z koszykiem wiklinowym, śnieg poskrzypuje. Przypomina mi się Babcia, gdy patrzę na skrzące się diamenty na parkowych lipkach.





Babcia obchodziłaby urodziny 15 lutego. I tak bardzo, tak bardzo mi jej brak...

13 komentarzy:

  1. Moja 16 lutego. Taki komentarz zawieszony w przeszłości utulonej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka ulotna przeszłośc, ale wpływa na nas jak najrealniej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że do mnie zajrzałaś, dzięki temu trafiłam tutaj. Nie wiem, od czego zacząć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powolutku, Haniu :) A zajrzałam przez cudzy blog i też buszuję :) Uwielbiam te światy, które można w ten sposób oglądać ;)

      Usuń
  4. Przez te światy marnie skończę. Wsysają...

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tup, tup, w ślad za Haną jak za panią matką. Kalino, tak pięknie u ciebie i nastroje takie jak lubię:) A ten wpis to dokładnie się zbiega z tym w naszym kurniku i z tym, co napisałam w komentarzach, że trzeba spisywać, notować, pytać, żeby nie uleciało, nie zamieniło się w nicość... Pięknie wspominasz swoją Babcię.
    Pozdrawiam bardzo ciepło, chyba będę miała dużo do czytania do tyłu...

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko, i jeszcze cytat z "Ani"!!! Pokrewna duszo, zajrzyj może do moich wpisów w Kurniku o książkach z dzieciństwa:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz rację, Miko, trzeba spisywac ; myśmy nagrali opowieści Babci, a potem opisali. A teraz chcę poskanowac stare zdjęcia nim wyblakną i zachować, koniecznie. Kiedyś moje dzieciaki zrozumieją, po co :)
    A tak w ogóle witam nowe twarze, bardzo lubimy gości w Kalinowie, bardzo. Rozgośćcie się i czujcie jak u siebie w kurniku :)

    Ps. Będę zaglądac do kurnika, a o ksiazkach podczytywać z rozkosza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze skanowaniem zdjęć też się noszę, tylko skanera nie mam i trzeba będzie kogoś prosić o pomoc. Ale wierzę, że się zmobilizuję. Wspaniały pomysł z nagrywaniem. Mnie się nie udało namówić mojego Taty do spisania wspomnień, ale mam trochę dokumentów i kilka jego życiorysów pisanych na potrzeby urzędowe, więc jakieś dane mam. Mam też opowieść o życiu w łagrze, spisaną przez jego kolegę, z którym razem byli wywiezieni do Rosji.
      Dziękuję za miłe powitanie i zostaję na stałe:)))
      Bardzo gorąco zapraszamy do kurnika!!!!

      Usuń
  8. No to banda nam się powiększa :))) Też się cieszę, że Cię znalazłam, Kalino. A powieściami zaczytuję się nałogowo - ostatnio Twoimi. Bardzo mi się podobają i nie mogę doczekać się dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagódko, dasz jakiś cynk o tych powieściach? Bo autorki jakoś głupio pytać:)))

      Usuń
    2. A tutaj, u góry pod fotografią, na takim zielonym pasku, są zajawki "Karczma Zarzecze" i "Wnuczka Czarownicy". Klikasz i czytasz, z tym, że wnuczkę czyta się normalnie, od początku, a "Karczmę" tak jak blog, od końca. :)))

      Usuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)