Grusztardę odkryłam na blogu jadłonomii i zapragnęłam z miejsca zrobić taką samą. Sama nazwa! Bajkowa. I opis, taki smakowity. Taki, że czujesz zapach - a ja na zapachy bardzo czuła i łakoma jestem. Oskoma mnie naszła na grusztardę i już. Więc zrobiłam.
Na 1 kg gruszek takich dojrzałych i słodkich dałam około 1/2 szklanki octu winnego. Nie miałam 2 paczuszek gorczycy, więc dałam jedną i dosypałam kurkumy i odrobiny curry. Cukru brązowego trzy dobre łyżki. Pieprz, goździki, ziele angielskie, laurowy liść - wedle przepisu jadłonomii. Jak się ten ocet gotował z przyprawami - poezja! Pachniało tak, że Gałczyński zza chmury wyglądał i oblizywał się, bo to był zapach jak czarodziejski flet, wiódł i wiódł na pokuszenie...
— Niczego — mówił głos — nie żałuj,
nawet piccolo-fletu, nawet cierpienia,
a rozpyl wzdłuż szyb zapachy winne,
niech ściany sal będą co chwila inne,
aż do znużenia(...)
nawet piccolo-fletu, nawet cierpienia,
a rozpyl wzdłuż szyb zapachy winne,
niech ściany sal będą co chwila inne,
aż do znużenia(...)
O tak, Gałczyński, liryczny, absurdalny, melancholijny, zaplątany w zapachach i kolorach dzikiego wina, w jesieni, w galilejskiej fletni... I zapach grusztardy. Tak. Nie mogłam wymarzyć sobie niczego lepszego na koniec września. Może z wyjątkiem soku z czarnego bzu...
Sok robi się tak.
Zrywamy baldachy czarnego bzu, te dojrzałe, opalizujące infernalną czernią i glamourowym fioletem, te dekadencko jesienne, jak kawior, jak perły wieczoru. Ponoć niektórzy obsupłują owocki z gałązek widelcem - ja wolę palcami, jestem sensualna, lubię czuć. Cóż, że ręce potem fioletowe. Owocki wpakowałam do żeliwnej brytfanny, bez cukru, trochę wody na dół tylko i w piekarniku zapiekłam, aż puściły sok, całe mnóstwo czarnopurpurowego soku, pachnącego cudownie.... przetarłam przez sito, dodałam kilo cukru na jakieś dwa litry soku, znów zagotowałam i gorący w buteleczki. Tych małych, od soku Kubuś wyszło mi osiem.
Grusztardę jedliśmy z pasztetem z selera, grzankami i chrupiącą papryką.
Sok z bzu został wypity już częściowo, bo mieszkańcy Kalinowa zaziębili się i pilna potrzeba kuracji nastąpiła. Nie ma nic lepszego na przeziębienie i gorączkę niż esencjonalny, cudnie obsydianowy sok. Jeśli macie jeszcze możliwość zdobycia owoców bzu czarnego - zróbcie tę dobroć koniecznie:)
A na deser Beethoven:)
Grusztarda zawładnęła moją wyobraźnią!
OdpowiedzUsuńTeż czuję ten zapach grusztardy... No i ta smakowita nazwa!!! A te rozgotowane gruszki to się potem miksuje?
OdpowiedzUsuńGruszki się piecze, a po upieczeniu miksuje, miesza z octem z przyprawami, przeciera przez sito i pasteryzuje:) Prawda, że pocieszna nazwa? :)
UsuńTez robię grusztardę podobnie. U nas w Dolinie to produkt lokalny jest od dawna.
OdpowiedzUsuńCzasem widelca też używam, jak mi spieszno. Dodaję sok z cytryny do soku, bo przy całej mej miłości do czarnego bzu, nie lubię zapachu i smaku jagód, w przeciwieństwie do syropu z kwiatów. Ten zapach i smak uwielbiam. Nie chorujcie w Kalinowie! Pozdrowienia dla pracowitej Pani na Kalinowie.
Jakie jeszcze przetwory robisz Owieczko, takie ciekawe, ulubione? Też do bzu dodaję cytrynki, albo mieszam trochę z sokiem winogronowym lub wiśniowym.
UsuńTak, też zapragnęłam zrobić grusztardę, jak tylko zobaczyłam przepis w Jadłonomii ;) Nazwa kusząca, trudno się oprzeć. Czekam na razie, aż moje gruszki dojrzeją, są z tych późnych i wymagają dwóch tygodni leżakowania w skrzyneczce ze słomą.
OdpowiedzUsuńAleż Ty cudnie marnotrawisz serwetki! (takie zboczenie dekupażującej... mnie przed użyciem każdej ładniejszej ręka drży ;-))
Zdrowiejcie!
Przepraszam za serwetki, tak lubię ładnie ubrane słoiczki, że niestety, serwetkom spadaja głowy:)
UsuńMoja mama ostatnio wyśledziła, że Cię czytam, no i władowała się w grusztardę! Dobrze, bo ja już nie muszę w związku z tym :D I ja też ubieram słoiczki, ale na biało - bo lubię mieć wszystkie identycznie i równiutko na półce. Nie żeby jakieś tłumy na tej półce były, ale od czegoś trzeba zacząć :D
OdpowiedzUsuń