W naszym lesie trzeba robić przecinkę; suchych drzew dużo, korniki się rozbestwiły, leśniczy frasobliwie głową kręcił, że pora najwyższa. No więc się robi, się tnie, się zwozi, jakby Stachura napisał, bo siekierezadą pachnie. Krzyś, przyjaciel nasz ciąć, piłować i rąbać pomaga, a reszta brygady radosne ładowanie, wożenie i rozładowywanie uskutecznia.
Przeważnie po pracy i szkole, bo kiedy? A dzisiaj dzień piękny, chłód poszedł sobie, deszcze dwudniowe wymyły ziemię i niebo, wiatr chusteczkami chmur pięknie buzię nieba otarł i wiosną znów błysnęło. Pojechaliśmy.
W naszym lesie daleko do wiosny, jaka z bloga Megi się uśmiecha. Ledwie, ledwie pączki jarzębin i trzmielin nieśmiało wysuwają nosy, maliny troszkę śmielej, brzozy tyle, co nic. Bazie za to są i zapach ziemi; wilgotny, cudny, najpiękniejszy o tej porze. W sosnowych gałęziach usadowił się Eol i gra na harfie, kosy mu pomagają tworząc arie lepsze niż pani Walewska. Pachnie żywica, pachnie ścięte drzewo, nawet zapach benzyny wydaje się miły i trocin świeżo spod piły lecących...
Traktor jak stary przyjaciel, trzydziestoletni, białoruski. Przyczepka trochę samoróbka, ma lotnicze koła, które teść niegdyś zdobył w czasach niepewnych i które służą wiernie. W środku trzęsie straszliwie, ale przeżycia niezapomniane, gdy traktor wesoło błyskając czerwienią przepycha się leśnym duktem, przez mchy, młode maliniaki, gąszcze samosiejek, krusząc sosnowe suszki.
Średni, Duży, Ania, koleżanka Dużego, Krzyś, Miły i ja z aparatem, robię za jednostkę leniwą, bo pstrykam zdjęcia, żeby zachować tę chwilę, ten zapach, śmiechy, żarty, rzucane nad wilgotnymi pniaczkami.
Średni to sznurówki zawiązuje, to komary odgania,jakoś tak się zakręci, że większość wrzucania go omija. Jedna przyczepka pojechała z nami, wracamy z Miłym po drugą, czekają na nas w lesie.
Mrok łapie nas szybko, nie wiadomo skąd wysuwa się mgła jak biały jedwab, górą głosy ptaków, ostatnie bursztyny słońca są ledwie echem różu i złota na niebie. Gdy ładujemy ostatnie pniaczki, nad głowami mrugają pierwsze gwiazdy. Jak czyste, jak nieskalane, tchu brak z zachwytu. Nie ma wiatru, mgła wstaje błyskawicznie, magiczna, może to dusze ściętych drzew? Jakaś driada musiała czar upleść, bo na leśnym wykrocie traktor się zawiesza, dwoma kołami buksując. Bieda.
A mrok nadchodzi szybko, wypełza spomiędzy sosnowych szeregów. Wspólnymi siłami, podkładając kawałki pniaków pod koła i zaczep przyczepy udaje się staruszka na nogi, to jest na koła postawić. Moje ręce pachną żywicą, kurtka lasem, wyjeżdżamy spomiędzy mgieł na bielskową szosę, zmęczeni, ja z zachwytem, pod powiekami ciągle jeszcze błyski zachodzącego słońca, ceglastych sosnowych gałązek, zieleń mchów, biel brzóz, kosy o zmierzchu w sosnowej gęstwinie.
Ptak gwiżdże wśród janowca
i jego gwizd brzmi jak pocałunek.
Wiosna się budzi,
serce moje.
To, oczywiście, Soffici Ardengo.
A to migawki z leśnej wyprawy.
Aż czuję ten zapach lasu, siekierezadą pachnie, pani Potęgowa...
OdpowiedzUsuńUściski
To musi byc piekne i odpowiedzialne MIEC kawalek lasu. Chcialam kupic kawalek ziemi tutaj, pachnie tak samo jak lasy, ktore pamietam, ach jak tu balsamiczne jodly pachna... Rozmarzylam sie. Nie ma tylko w poszyciu tylu ciekawostek. Pelno pol jagodowych ale nie ma poziomek. Skandal! Posadzilam poziomki na chusteczce ziemi za naszym domem. W kazdym razie moj plan na razie nie wypalil. Brat mojego meza w kraju rodzimym pozaciagal mase dlugow, a poniewaz ich spadkowe mieszkanie jest w 50 % jego to zeby lokalu komornik nie zajal musielismy dlugi splacic. To nie tylko to. Nie miescilo nam sie w glowie, ze mozna cos danego i wypracowanego rekami rodzicow doprowadzic do takiego stanu i zmarnowac. Smutne to... A juz pod powiekami mialam nasza lake przy lesie, dwa owczarki niemieckie, wyjazdy co sobote i niedziele. Przyszlosciowy kat na ziemi, z piecem na zewnatrz na chleb. Bylo to tak bliskie...
OdpowiedzUsuńLas z mrówkami, sosnami, ptakami, jagodami i szumem wiatru gdzieś tam głęboko zawsze będzie w nas. Nie wierzę, że człowiek może go zapomnieć, nawet mieszkając w mieście i wasze komentarze mnie upewniają. Kochamy lasy.
UsuńUściski, Miko!
Watko - też zobaczyłam ten obraz łąki przy lesie, owczarków, jaki nakresliłaś marzeniem. I poziomki. Masz rację z ojcowizną. Dla nas to tak samo ważne, dlatego nasi chłopcy się uczą dbać, zajmować się tym, co jest - być częścią. Pozdrawiam!
No i własnie, z racji braku lasu i braku drzew generalnie, nigdy się w Anglii dobrze nie czułam... Drzewa mi są potrzebne do zycia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
O matulu - własny kawałek lasu mieć... Ja część naszego ogrodu poświęciłam na "część leśną". Brzozy i sosenki powoluśku rosną. Jeszcze grzybnię sobie zaszczepię ;)
OdpowiedzUsuńAnkho, tez myślałam o hodowaniu swoich grzybków, bo jakoś mało- zeszłej jesieni ledwie maślaki, podgrzybki i JEDEN cały borowik znaleziony:) Ale moze nie umiem szukać. Tato umiał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kamphoro, mnie też drzewa niezbędne do życia, łączę się w drzewolubności:)