wcale w tobie niewesoło...
Tego wierszyka nauczyła mnie kiedyś mama, a teraz ja kucam na szkolnym korytarzu, o straszliwej godzinie siódma dwadzieścia rano, gładząc rozwichrzoną czuprynkę jakiegoś porannie nieuczesanego malucha.
- Znasz taki fajny wierszyk? - pytam, a gdy wyrecytowuję go w szarawym bezbrzasku, buzia malucha rozjaśnia się.
- Ale lepiej byłoby, żeby się kończyło, że jest wesoło, prawda?
- Prawda! Co tu masz? Klocki? Ale odlotowy zestaw...
Obok siedzi Mała z kucykiem, ma albumik z karteczkami, na każdej lalka zombie z ulubionej wampirzej serii wszystkich dziewczynek. Pokazuje mi je z dumą. Grubasek w dresach z napisem NIKE, marki pewnie Wtorkowy Ryneczek pieczołowicie odpakowuje kanapkę z aluminiowej folii. Wzrusza mnie to, myślę o mamie, która mu to zapakowała, dodając batonik Milky Way... Duży pewnie też je w szkole zapakowaną przeze mnie kanapkę: roszponka, ser, chleb domowy, pasta ze słonecznika. Na korytarzu nie ma nikogo więcej, pora barbarzyńska, autobusy szkolne jeszcze nie dojechały, a dowozimy dzieciaki z 46 wiosek. Wszystkie małe szkoły zlikwidowano, te pod brzozami, na końcu wiosek, gdzie była pani i dwanaścioro uczniów. Nie ma ich, jest tylko nasza duża, zbiorcza szkoła, trzy piętra, a w tej chwili tylko my i nasz korytarz.
O siódmej trzydzieści otwiera podwoje szkolny sklepik, jest zapas świeżych bułeczek, pachną kusząco. Są i cukierki na sztuki, są kolorowe żelki, niezdrowe czipsy, tymbarki z napisami pod kapslem, andruty, lody... cały raj dla cisnącego się w kolejce drobiazgu, kładącego na sklepikowej ladzie garście drobniaków. Ostatnio wzruszył mnie Adaś z szóstej klasy, podsuwając mi na korytarzu dwa ugniecione cukierki z kieszeni dresów.
- To dla pani...
Wiem, że kupił sobie, 10 groszy jeden cukierek, ale biorę, bo wpatruje się we mnie i rozjaśnia, gdy chowam cukierki do czerwonej torebki.
Powoli szkoła się zaludnia. Są już pierwsze przepychanki, jest płacząca trzecioklasistka, a bo on mnie kopnął, proszę pani, jest grupka gimnazjalistek chichocząca przy oknie, woźna w niebieskim fartuchu w żółte kwiatki, dzień dobry, paskudna pogoda, ale wieje, prawda? W łazience na piętrze znowu ktoś nabrudził, Kubie zginał piórnik, Gosia pyta o konkurs poezji, do kiedy te wiersze, proszę pani i czy mogą być o wiośnie...
O siódmej rano niebo jest szare, z przebłyskiem złotego pasma nad linią olch, nad rzeką.
Pachnie kawa, chyba z księgowości, kaloryfer jest ciepły, opieram się o niego, witając snujących się korytarzem męczenników wiedzy. Uśmiecham się, zagaduję. Myślę o tym, ze przed nimi, tak jak przede mną, osiem godzin, że łóżko było ciepłe, a wicher musiał szarpać szkolnym autobusem na zakrętach.
- Co będziemy robić na polskim? - dopytuje się poważny Gabryś.
- Będziemy śpiewać szanty - odpowiadam równie poważnie. - I udawać piratów.
Wydaje się usatysfakcjonowany :)
Szkoło, szkoło.
Kiedyś woźna roznosiła nam zbożową kawę w wiadrze, nalewaną czerpakiem, były bułeczki, kołnierzyki i tarcze na rękawie. Ławki miały dziurę na kałamarz w szmaragdowej, połuszczonej tafli farby ryło się cyrklem, teraz pisze markerem, ale słowa te same, buzie te same, te same smutki dziecięce i radości.
Tylko żalu, czasem buntu czy gniewu więcej.
I nauczyciele jacyś zmęczeni. I nie mają sił, by kucnąć rano przy zaspanym maluchu, pomóc związać włosy gumką. Bo inny mały buntownik zirytował, umęczył, odebrał wiarę w istnienie dzieci z Bullerbyn.
Cóż, ja jeszcze ciągle ją mam.
Kiedyś powiedziałam sobie, że przestanę pracować w szkole, gdy nie podejdę już do płaczącego w kącie malucha. Gdy zobojętnieję, gdy przestaną mnie wzruszać ich uprasowane przez mamy koszulki, naburmuszone buzie, ciekawość świata, ugniecione zeszyty, śmiechy i łzy.
Na razie ciągle jeszcze podchodzę...
Lekcja robienia wiosennych kanapek...
Na korytarzu fajnie się maluje...
Lekcja herbatkowo - ciasteczkowa, jako atrakcja główna serwis mężowej mamy, nic się nie stłukło na szczęście :)
Przypomniałaś mi . Kiedyś dawno temu ,na wycieczce z dziećmi ,zbiegałam z nimi z górki . I wydawało mi się że zawsze będę tak zbiegać i nawet coś takiego powiedziałam . A wiele lat potem nie miałam już sily zbiegać .
OdpowiedzUsuńFajna ta wasza szkoła :)
UsuńDobrze tak sobie przypomnieć, Mario, uśmiechnąć się do siebie samej, zbiegającej z górki :) Cieszę się, że podzieliłaś się tym wspomnieniem, teraz będę też zbiegać, póki mogę!
UsuńJa codziennie jestem w szkole o 7:20, no czasem 7:25, ale z zupełnie innych powodów niż Ty ;-)
OdpowiedzUsuńSolidaryzuję się w porannej wspólnocie!
UsuńNie zobojetniaj, nie!;))
OdpowiedzUsuńFajna twoja szkoła, a jeszcze fajniejsze twoje lekcje... Obawiam się, że to zobojętnienie to niestety przychodzi jakoś z wiekiem i brak cierpliwości też. Widzę to na sobie, może zobojętnienie nie, ale cierpliwości brakuje.
OdpowiedzUsuńKalinko, mam wiadomość dla ciebie, może cię zainteresuje, tylko maila nie znam?
Mikuś, minstrella1@gmail.com
UsuńCo do lekcji, zważ że te wszystkie szaleństwa popełniam na POLSKIM :) Kasiu - staram się, pomagacie mi.
Piękny post! Uczniowie się zieniają, to prawda, ale i nauczycieli z powołania coraz mniej...
OdpowiedzUsuńA tych malych szkół szkoda, oj jak szkoda.
Wprawdzie uczyłam w dużych miejskich szkołach, ale jakaż byla różnica między klasą 30, a 18 sobową. Niebo a ziemnie ;)
Wszelkiej pomyślności
Jo, my mamy klasy jeszcze 12 osobowe niektóre, ale też nas łączy gmina na siłę, a szkoda... w całej szkole jakaś dwusetka dzieci łącznie z przedszkolem i gimnazjum. malusio. Ale ma to swój urok.
UsuńJejku! 12 uczniów! Marzenie! Jaki sie ma fajny kontakt z uczniami :)
UsuńKameralna twoja szkoła. Musi byc fajnie :)
Nie przestaniesz. Bo to kwestia wrażliwości. To się ma, albo się tego nie ma, i już. Ani powołanie, ani wiek, ani zmęczenie nie mają na to wpływu. Jestem spokojna o powierzone Ci dzieci. Prędzej wypiszesz się ze szkoły, niż płaczącego malucha zostawisz samemu sobie.
OdpowiedzUsuńPocieszasz mnie, Hano. Bo czasem się boję i jest to taki strach, oparty na obserwacjach innych, także nauczycieli. Siedzi mi duszek na ramieniu i szepce: nie daj się, choć mamy milion powodów, by odpuścic, by usprawiedliwić nasze zniechęcenie, krzyk, czasem zgrzytanie zębami... i wtedy Korczak mi sie przypomina: gdy macie rację i chcecie karać w uniesieniu, pamiętajcie o szybko bijącym sercu dziecka.
UsuńNo i może to, że moje dzieci też tu są i widze po nich, jak ważna jest bliskość starszej osoby, mądrej, wspierającej. Życie i tak nas nie rozpieszcza, a dzieciom trudniej...
Sprawdzam wlasnie pierwsze szkice krotkich opowiadan, ktore w tle maja naturalna katastrofe, cyklon, huragan, tsunami i powodz z Yellow River. Fikcja oparta na realiach katastrofy. Uczen opisuje ucieczke wiezniow ze stanowego wiezienia na Florydzie. Akcja porywajaca, tlo huraganu odeszlo w dal. Mlody pisarz poniesiony fantazja zapomnial o wymaganiach w dolaczonej rubryce do wypracowania :) Edukacja sie zmienia na calym swiecie, powody dla ktorego zostaje sie nauczycielem tez moga sie zmienic. Odkrywam, ze z kazdym rokiem coraz wiecej mamy papierow do wypelnienia. Czuje sie jak biurokrata a nie nauczyciel. Plany caloroczne, plany tygodniowe, plany dzienne, zapis spotkan - kolka do czytania, co kto, na jakim etapie - 6 dodatkowych papierow dziennie. Udokumentowane telefony do rodzicow, spotkania z rodzicami, szkolenia szkolen. Jedziesz na szkolenia dodatkowo i szkolisz kadre. Im wiecej uniesiesz tym wiecej jest nakladane na twoje barki. Nie mowiac o dokumentacji dzieci nie nadajacych sie do zwyklych klas, ktore jednak tu trafiaja bo nie ma wystarczajacej dokumentacji, kto kiedy i dlaczego podniosl i rzucil lawke. Cala zwykla klasa w tym czasie ewakuowana na korytarzu. Dlaczego do takich rzeczy sie dopuszcza? W imie integracji. Komu to naprawde sluzy - wyglada dobrze na papierach. Zadne dziecko nie jest zostawione i moze byc wlaczone w zwykly nurt. Dzieci z wiekszym czy mniejszym autyzmem, z problemami wychowawczymi, itd, itp. W moim wypadku bede wykonywac ten zawod do kiedy mi sil starczy. Biorac pod uwage, ze ucze starsze klasy, potrzebuje duzo sil :) Lubie twoje szkolne historie.
OdpowiedzUsuńWatko, życzę sił!
UsuńZainspirowałaś mnie do pokazania wam wypracowania dziewczynki idącej programem specjalnym, to będzie post o wielkiej przyjaźni :) My też mamy biurokracji po cebulki włosów, ale walczymy )
Mam nadzieję, że mój Młody (jak już kiedyś bidulek ruszy do szkoły) trafi na nauczycieli takich jak Ty. Tak wiele zależy od tych pierwszych nauczycieli. Ja miałam normalnie kobietę - anioła :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam anioły na drodze, więc mam dużo dobrej energii do dzielenia się, Ankho. I rozumiem odpowiedzialność. Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuń